Sobota w bibliotece
Sobota rano, za oknem ciemno, wieje, pada – mino to bibliotekarz jedzie do pracy. Przed 8 otwiera bibliotekę i czeka na pierwszych czytelników. Myśli sobie nikt tak rano nie przyjdzie, nie wstanie. Jego refleksje trwały tak nie całe dziesięć minut bo (po spojrzeniu na zegarek) o 8:08 odwiedził nas pierwszy czytelnik, a za nim kolejny i kolejny. Zaczął też dzwonić telefon, przychodzić maile i wiadomości na gg z prośbami o prolongaty. Po pierwszej fali użytkowników nastąpił okres niedługiego spokoju. Ja na chwilę zniknąłem na zapleczu, aby zająć się wypożyczeniem bibliotecznym i wysłaniem monitów, ale zaraz wróciłem do obsługiwania spragnionych wiedzy czytelników. Mogę śmiało powiedzieć, że w miarę późniejszej godziny i lepszej pogody ich przybywało. Czas przy pracy szybko mijał i nie wiadomo kiedy a była już prawie 14. Teraz tylko wszystko powyłączać i zamknąć bibliotekę - niech też odpocznie po i przed całym tygodniem pracy.
Ja natomiast mam wrażenie, ze im ładniejsza pogoda, tym mniej u nas studentów ;) Ale nasi czytelnicy to tylko studenci naszej uczelni, nie ma wielu zapaleńców, a obok park kusi... ;)
OdpowiedzUsuńPogoda faktycznie nie zawsze pomaga, aby odwiedzić bibliotekę, ale sesja zawsze swoje robi. Wtedy czy słońce czy deszcz śnieg po książkę trzeba przyjść.
OdpowiedzUsuńU nas nie ma zasady w czasie sesji, co obserwujemy już od jakiegoś czasu. Czasem są "dzikie tłumy", tak że ledwo dajemy wszyscy radę (zwłaszcza podczas weekendów), innym razem sa pustki i pojawiają się pojedynczy czytelnicy.
OdpowiedzUsuń